2 marca 2006

Pierwsze historyczne spotkanie Forum Kultury Przestrzeni

W spotkaniu udział wzięli:

  • Joanna Zętar, Marcin Skrzypek, prowadzący z Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN
  • Elżbieta Mącik, wicedyrektor Wydziału Strategii i Rozwoju, pełniąca funkcję miejskiego planisty
  • Romuald Dylewski.

Głosy z sali – zidentyfikowane poniżej, a wśród nich:

  • Jacek Serafinowicz, kierujący ówczesnym Regionalnym Ośrodkiem Studiów i Ochrony Środowiska Kulturowego
  • Hubert Mącik (zbieżność nazwisk z Elżbietą Mącik przypadkowa), dziś (listopad 2016) Miejski Konserwator Zabytków w Lublinie
  • Ewa Kipta, wówczas specjalistka ds rewitalizacji w UM Lublin, dziś pracuje w Urzędzie Marszałkowskim.

Warto wspomnieć jeszcze o kilku innych uczestnikach spotkania, którzy nie są poniżej oznaczeni zdjęciem jako zabierający głos:

  • fot. 1: Tomasz Pietrasiewicz (dyrektor Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”, prof. Elżbieta Przesmycka, Jacek Serafinowicz (zabrał głos), prof. Lechosław Lameński, Magdalena Lipiec (dziennikarka z mikrofonem, wówczas z Radia Lublin)
  • fot. 2: Piotr Znamierowski (współtwórca Porozumienia Rowerowego)
  • fot. 3: Katarzyna Zaleska (architektka krajobrazu, przez kilka lat do 2016 roku reprezentowała Radę Kultury Przestrzeni w Zespole Doradczo-Opiniującym ds. przyrody przy prezydencie Miasta, obecnie pracuje w biurze Miejskiego Architekta Zieleni).

Marcin Skrzypek

 


Zapis spotkania

 

Joanna Zętar: Proszę państwa, bardzo serdecznie witam naszych dzisiejszych gości, panią Elżbietę Mącik, wicedyrektor Wydziału Strategii i Rozwoju Urzędu Miasta Lublin, pana Romualda Dylewskiego z Towarzystwa Urbanistów Polskich – Oddział lubelski, inicjatora i pomysłodawcę tego forum. Serdecznie witam też członków forum – panią profesor Elżbietę Przesmycką z Wydziału Architektury, Urbanistyki i Planowania Przestrzennego Politechniki Lubelskiej, pana profesora Lechosława Lameńskiego z Oddziału Lubelskiego Stowarzyszenia Historyków Sztuki i pana Jacka Serafinowicza, dyrektora Regionalnego Ośrodku Badań i Dokumentacji Zabytków. W skład forum wchodzą również dwie osoby, które dzisiaj niestety nie mogły być obecne na naszym spotkaniu – pan Andrzej Kasprzak, prezes Lubelskiego Oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich i pan profesor Krzysztof Wojciechowski – Instytut Nauk o Ziemi UMCS-u.

img_7688

 

Proszę państwa, równie serdecznie witam Tomasza Pietrasiewicza, dyrektora Ośrodka Brama Grodzka – Teatr NN, który również zaangażował się w powstanie tego forum. A teraz już przekazuję mikrofon Marcinowi Skrzypkowi.

Marcin Skrzypek: Informacje na temat idei forum można znaleźć na stronach pod adresem kulturaprzestrzeni.tnn.pl. To forum – zawsze to podkreślam – ma spełniać potrzeby osób i podmiotów weń zaangażowanych, bo zdaje mi się, że bardzo często my nie potrafimy tych potrzeb wyrażać, w związku z tym często nasze wysiłki idą na marne. Kiedyś usłyszałem od pewnego wynalazcy bardzo trafne powiedzenie, że jeśli właściwie sformułuje się problem, to rozwiązanie pojawia się samo. Wierzę w to i sprawdziłem to wielokrotnie. Forum Kultury Przestrzeni ma właśnie służyć do tego, żeby trafnie formułować, definiować problemy. Myślę, że często od razu chcemy te problemy rozwiązywać, w związku z tym czasami nasze działania okazują się bezsensowne. Dzisiejsze spotkanie forum zostało przygotowane na kilku spotkaniach, z panią dyrektor Mącik, z panem Dylewskim oraz innymi członkami Rady Forum i chodziło o to, żeby był to temat interesujący dla wszystkich stron. Mam nadzieję, że trafiliśmy na początek z tym tematem

Mam też pesymistyczną refleksję. Nagłaśniając to spotkanie liczyłem w dużej mierze na gazety. Liczyłem, że ta informacja zostanie opublikowana na tyle wcześniej, żeby wszyscy zainteresowani mieli możliwość wziąć udział w tym spotkaniu. Okazało się, że informacje zostały opublikowane dopiero dzisiaj. Nie mówię tego żeby się skarżyć – uważam, że jest to lekcja pokory. Są pewne procedury – jest zwyczaj, że o spotkaniach tego typu informuje się dosyć niedługo przed samym faktem spotkania. I to traktuję jako pewien opór materii, który odzwierciedla popularność hasła – „kultura przestrzeni”, wśród samych odbiorców, i pokazuje, że kultura związana np. z ekspresją artystyczną (występ jakiegoś DJ, jakaś potańcówka, film) ma już w mediach przetarte ścieżki. Natomiast coś takiego jak kultura przestrzeni – nie, i dlatego trudno się dziwić, że ta przestrzeń wygląda tak jak wygląda, że ludzie się nią interesują tak jak się interesują. Ale nie jest to powód do narzekania, tylko wyzwanie. Jest to fakt, z którym musimy się liczyć i nasze działania muszą iść w tym kierunku, żeby hasło – „kultura przestrzeni” zaczęło się kojarzyć z czymś równie ciekawym, co wizyta Dj-a.

Elżbieta Mącik: Bardzo mi miło, że mogę brać udział w pierwszej dyskusji, która ma zapoczątkować cały ich cykl. Muszę przyznać, że jako urbanista pracujący nad miastem z ogromnym entuzjazmem przyjęłam to, że dojrzeliśmy do rozmawiania o czymś co nie jest potrzebą pierwszego stopnia, o czymś co świadczy o dojrzałym sposobie myślenia o mieście. Rysunek planu, żeby nie wiem jakie treści zawrzeć w opisie, nigdy nie jest w stanie odpowiedzieć w pełnym sensie na to jak chcielibyśmy widzieć dane przestrzenie. Łatwiej jest określić warunki zabudowy, kształt budynku czy pierzei, natomiast bardzo trudno jest zapisać w planie to co powinno zawierać się w placach, w ulicach, czyli w przestrzeni z którą na co dzień wszyscy mamy do czynienia, a do której – bądźmy szczerzy – mało wagi przywiązujemy szczególnie przy realizacji inwestycji.

Żeby dyskusja odbywała się na jakimś konkretnym materiale, żebyśmy mogli patrzeć na to o czym rozmawiamy, odpowiadając na prośbę kolegów z Forum, przygotowałam prezentację – informację o tym, jakie przestrzenie publiczne mamy dzisiaj w mieście, co one dzisiaj zawierają i jakie mamy w stosunku do nich oczekiwania. Materiał ten ma charakter obiektywny, jest to po prostu prezentacja wnętrz, z którymi na co dzień mamy w Lublinie do czynienia. Zrobiliśmy tę prezentację w chronologicznej kolejności, idąc od serca miasta – Starego Miasta – poprzez XIX wieczne śródmieście, w kierunku nowych dzielnic, gdzie dzisiaj na naszych oczach tworzy się nowe wnętrza, nowe place, nowe przestrzenie publiczne.

obraz01

 

Pierwszym wnętrzem, idąc od serca miasta, jest plac Po Farze. Pierwszym zdjęciem jest zdjęcie lotnicze z lat pięćdziesiątych, na którym widać gdzie usytuowany jest plac, istniejący już w tym czasie, jako przestrzeń bardzo pobieżnie zagospodarowana. Drugim zdjęciem jest zdjęcie z roku 97, gdzie jeszcze nie widać prac, które były prowadzone na placu Po Farze w ostatnich latach. Ramy, które tworzą wnętrze tego placu, stanowią ściany budynków i przestrzenie zielone, które również stanowią granice tego wnętrza. W przypadku placu Po Farze jest to otwarcie widokowe na wzgórze zamkowe, na wspaniałą panoramę miasta. Na zdjęciu z roku 2006 widać zrealizowany plac Po Farze, gdzie uczytelnione zostały fundamenty Fary i gdzie, oprócz oczywiście estetycznych efektów spodziewaliśmy się dość znacznej roli dydaktycznej takiego sposobu uczytelnienia tego obiektu i bardzo chcieliśmy, jako urbaniści, żeby poszły za tym jakieś działania eksponujące to miejsce i wykorzystujące ten element dawnego plac po Farze, kościoła Farnego.

Na dzień dzisiejszy w moim przynajmniej odczuciu plac Po Farze niezupełnie pełni funkcję jakiej po nim oczekiwaliśmy. Stojąc tam świetnie widać zarys murów, widać posadzkę wnętrza Fary, natomiast to, że przestrzeń na zewnątrz i wewnątrz Fary jest w podobnym kolorze kamienia, to nie najlepszy efekt dało i bardzo ciężko się konserwuje ten gryz,  źle się eksploatuje. W tej chwili jesteśmy na etapie dyskusji jak ten plac jeszcze przekształcić, poprawić, lepiej wyeksponować, dyskutowana jest trawa na zewnątrz, tak jak było w pierwotnym projekcie, zrobionym przez pana Jacka Cieplińskiego. Konieczne są również prace konserwatorskie, ponieważ te mury, ten kamień się obsypuje i co kilka lat trzeba go poddawać dość gruntownej konserwacji.

Inną natomiast sprawą jest sposób funkcjonowania tego placu. Przez kilka lat, kiedy jest on dostępny w nowej formie Rynek, w zasadzie nie odbyła się tam żadna impreza, która wykorzystywałaby walory tego wnętrza po prostu. Wydaje mi się, że warto by tu dyskutować o tym, na ile ten plac w ogóle był potrzebny i jaką funkcję w mieście powinien on pełnić.

Kolejnym wnętrzem jest Rynek Staromiejski. Na zdjęciu z 1997 roku widać już ulicę, na której wymieniona została nawierzchnia. Kształt Rynku jest jak widać niby regularny, ale w gruncie rzeczy bardzo łagodnie skręcony. Wnętrze bardzo malutkie, bardzo kameralne, rozepchnięte obiektem Trybunału.

Dzisiaj, po pierwszych pracach rewaloryzacyjnych, plac zaczyna żyć zupełnie innym życiem. Są pierwsze kawiarnie, pierwsze parasole – chcielibyśmy żeby one otoczyły cały rynek. Ale rynek dopiero wtedy będzie naprawdę pełnowartościowym placem, kiedy poddane zostaną rewaloryzacji te pierzeje, które jeszcze czekają na pracę.

Następnym wnętrzem jest odcinek wąskiego Krakowskiego Przedmieścia wraz z placem Łokietka. Pierwsze zdjęcie pochodzi z 1957 roku, gdzie jeszcze nawet ronda przed Bramą Krakowską nie było i gdzie ruch odbywał się przez Krakowskie. Kolejne zdjęcie, już po wyłączeniu ruchu z Krakowskiego. Samo stworzenie pasażu i wyłączenie ruchu było mocno dyskutowane i muszę powiedzieć, że z satysfakcją oglądam to, co z takim trudem przyszło nam zrealizować po wielu latach przymiarek. Były bowiem pomysły np. żeby tylko ruch trolejbusowy wyłączyć, a zostawić ruch np. samochodów osobowych, co przez jakiś czas w mieście funkcjonowało, ale nie dało to praktycznie nic, prócz pewnej uciążliwości dla pasażerów komunikacji zbiorowej. Dopiero całkowite wyłączanie ruchu, wprowadzenie nowej nawierzchni dało oczekiwany efekt. Z ogromną satysfakcją patrzyliśmy na to, że ludzie już chcieli tam wejść, już się tam dobrze czuli, podczas gdy brukarze jeszcze brukowali fragmenty Krakowskiego.

Jest to inwestycja – jak rzadko która – udana, chociaż naszym zdaniem – urbanistów – nie została do końca zrealizowana. W projekcie Jacka Cieplińskiego były jeszcze elementy małej architektury, ławki dostosowane charakterem do latarń, do całości wnętrza. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie ławki te zostaną postawione – jest to przestrzeń w której ludzie chętnie siedzą i w związku z tym konieczne jest jakieś miejsce do siedzenia, niekoniecznie płatne w ogródku kawiarnianym. Z czasem ta przestrzeń zaczyna się wzbogacać, np. pojawił się zdrój ufundowany przez MPWiK, który choć w skali tego wnętrza jest mało widoczny, to jednak przyjemnie wzbogaca tę przestrzeń, powoduje, że jest się przy czym zatrzymać,

Kolejnym placem w obszarze śródmieścia jest plac Wolności. Na zdjęciach widać jaki jest on nieregularny, ile ma różnych „kieszeni”, przestrzeni które wynikają z kształtu ulic które do niego wpadają. Jest tam też okręgiem zamarkowany w nawierzchni kształt, miejsce ulokowania dawnej wieży ciśnień.

Kiedy pojawił się pomysł ustawienia fontanny, na której stoi makieta wieży ciśnień, chciano żeby ta fontanna pojawiła się w miejscu dawnej wieży. Niestety byłoby to karkołomne czy wręcz niemożliwe ze względu na infrastrukturę podziemną, autorzy zdecydowali się więc na przesunięcie tej fontanny i ustawienie jej w miejscu możliwie najbliższym. Fontanna przyjemnie wypełniła przestrzeń placu, ale jest on duży i wymaga, moim zdaniem, większej ilości podobnych elementów. W moim odczuciu za mało została tu wykorzystana zieleń, plac został zabrukowany w sposób trochę mechaniczny.

Kolejny plac, Plac Kochanowskiego, usytuowany naprzeciw teatru. Plac bardzo malutki, kameralny, po ostatnich pracach przy teatrze i ulicy Narutowicza bardzo zyskał na wyrazie. Wycięto część drzew, które w sposób żywiołowy porosły i zasłaniały kompletnie pomnik. W tej chwili jest on odsłonięty, nie stoi na środku trawnika i można do niego dojść alejkami.

Chętnie siada na nim młodzież, wykorzystuje go tak jak pomnik Mickiewicza na rynku w Krakowie. Jest to miejsce wypoczynku, miejsce oczekiwania, alejki, które się pojawiły bardzo ładnie integrują przestrzeń przy pomniku z przestrzenią przed kościołem powizytkowskim, plac stał się jak gdyby odrobinę większy.

Kolejny plac, najbardziej przez wszystkich znany i dyskutowany, czyli Plac Litewski. Na zdjęciu z 1997 roku widać już obecnie istniejącą fontannę i widać ilość zieleni, która się tutaj rozrosła, i praktycznie rzecz biorąc tak wypełniła tę przestrzeń, że tylko południowa część funkcjonuje jako plac, natomiast reszta stała się skwerem, gdzie nie czuje się już tej przestrzeni, a jest ona obszerna – ramy placu stanowi poczta i kościół kapucynów, hotel, pałac gubernialny, siedziba rządu gubernialnego i pierzeja ulicy 3-go Maja. Kilkakrotnie robione już były próby nowego kształtowania tej przestrzeni, żadna z nich nie uzyskała pełnej akceptacji.

W tym roku przewiduje się bardzo gruntowne prace przy fontannie, pozostawiając jej kształt i miejsce ulokowania, nadając jej natomiast zupełnie nową formę, nowy wyraz przestrzenny, przewidziana jest muzyka, kolorowe oświetlenie itd. Plac Litewski zyska zatem na estetyce, nie jest to jednak działanie, które wpłynęłoby na sposób funkcjonowania i na kształt całości tego placu.

Kolejny plac, Plac Zamkowy. Powstał w okresie powojennym, na miejscu dawnej dzielnicy żydowskiej. W latach 90tych plac zyskał nową nawierzchnię, wyremontowane zostały wszystkie elementy kamienne – schody, balustrady – które przez kilkadziesiąt lat funkcjonowania zostały prawie całkowicie zdewastowane.

W międzyczasie plac nasycony został nowymi pomnikami, powstał tutaj pomnik Lwowa i pomnik „Zapory”, który oflankował to symetryczne wnętrze z drugiej strony. W tej chwili plac pełni funkcję parkingu i tylko sporadycznie odbywają się na nim jakieś imprezy. Jest to jednak wnętrze na tyle ciekawe i coraz bardziej lubiane, że można by myśleć o tym, żeby ten parking stąd wyeliminować i pomyśleć o innym jego funkcjonowaniu.

Chcę też pokazać przestrzeń, która praktycznie w ogóle nie jest ukształtowana, mianowicie jest to rejon dworca kolejowego. Plac Dworcowy w wielu miastach jest jednym z ciekawszych, atrakcyjniejszych wnętrz, natomiast w Lublinie jakoś nie ma szczęścia, żeby zaistnieć. Obecnie prowadzone są prace nad realizacją pierwszego odcinka trasy zielonej, która przejdzie nieopodal i dojdzie do ulicy Nadłącznej, gdzie stworzy to możliwość ramy komunikacyjnej, która poprawi znakomicie dojazd do Placu Dworcowego. Planujemy również przeniesienie tu głównego dworca PKS-u, Plac Dworcowy, gdzie jest obecny dworzec PKS Południe, który wymaga kompleksowej przebudowy.

Chcielibyśmy, żeby tak jak funkcjonuje to na świecie, główny dworzec kolejowy był sprzężony z głównym dworcem komunikacji autobusowej, co znacznie ułatwiałoby przesiadki i jednocześnie sprzyjałoby uporządkowaniu przestrzeni placu, w taki sposób żeby podzielić go na sektory – sektor komunikacji zbiorowej, gdzie będą przystanki dla różnych linii i przestrzeń dla ruchu pieszego, która w tej chwili praktycznie zniknęła i jak widać jest to jedna wielka jezdnia, na której pieszy stara się tylko, żeby jakimś sposobem od samochodu dobiec do dworca i żeby się nie dać rozjechać.

Centrum Zana. Różnica między tą przestrzenią a tymi historycznymi wnętrzami, o których do tej pory mówiłam, polega na tym, że żeby odzyskać tamte przestrzenie dla funkcji pieszej, trzeba wyeliminować stamtąd ruch kołowy, co zawsze spotyka się z pewnym oporem tych, którzy posiadają tam lokale usługowe, którzy chcieliby, żeby dostęp do ich obiektów był znacznie łatwiejszy. Nie ma jednak innego sposobu odzyskania tych wnętrz jak właśnie ograniczenie akcesu samochodów. Natomiast w przypadku nowokształtowanych centrów handlowych idea polega na tym, żeby móc pogodzić samochód z ruchem pieszym. Segreguje się więc ruch w pionie – na płycie (na poziomie 0) odbywa się ruch pieszy, natomiast samochód obsługuje parkingi i usługi pod tą płytą (w poziomie -1) – tworzy się coś na kształt esplanady, która ma ten charakter rekreacyjny, atrakcyjny dla użytkowania i kondygnację –1, która świetnie powinna cały ten obszar obsługiwać. Ideałem by było gdyby następowała jednoczesna realizacja tej esplanady i obiektów które mają z niej korzystać.

Tak się niestety w przypadku ośrodka na Zana nie stało i zrealizowane zostały obiekty, natomiast nie nadążyła z nimi realizacja tego poziomu pieszego i stąd pojawiło się cały szereg komplikacji w funkcjonowaniu tego miejsca. Idea funkcjonowania tego wnętrza oparta była na zaprojektowaniu 4 placów, które miały być spięte pasażami pieszymi, które miały swoją kontynuację w obszarach sąsiednich i miały wiązać dwie części tego centrum: położoną po północnej stronie i po południowej stronie, w jeden organizm: miały to być pasaże piesze, w drugim poziomie przekraczające ulicę Zana, natomiast ruch samochodowy miał się odbywać pod płytą, gdzie wjazdy pod tę płytę zaprojektowane były z otaczającego układu komunikacyjnego.

W tej chwili jesteśmy w trakcie zmiany planu dla tego obszaru – zmianą objęty jest cały południowy obszar ośrodka, gdzie usiłujemy utrzymać segregację ruchu, ale w taki sposób, żeby uwzględnić wszystkie zaszłości realizacyjne, które się już tutaj w międzyczasie pojawiły – dostosować poziom tej płyty do poziomu 0 istniejących już dzisiaj budynków biurowych, budynków usługowych, zapewnić mu kontynuację poprzez ulicę Zana – dziś korzystniejszym wydaje się przekroczenie ulicy Zana dołem w formie pasażu pieszego, obudowanego usługami. Wchodziło by się z ciągu pieszego, z tej uliczki która jest na tyłach, wchodziło by się pod ulicę Zana, gdzie to przejście obudowane byłoby sklepami i trafiałoby w północną część ośrodka, w ten sposób, że człowiek nie dostrzegałby nawet miejsca gdzie wychodzi z podziemi a jest już w obszarze usługowym. Chcemy utrzymać rezerwę na kładkę po zachodniej stronie, ale dopiero w sytuacji kiedy nastąpi jakieś mocniejsze przekształcenie obszaru północnego – dzisiaj budowanie tej kładki wydaje nam się nieuzasadnione, gdy po północnej stronie jeszcze kompletnie nic nie ma. Natomiast poprzeczne powiązania, które były w pierwotnym opracowaniu zastąpione zostaną przejściami w poziomie ulicy. Bardzo zależy nam na tym, żeby idee funkcjonowania tego obszaru jednak utrzymać i żeby to centrum funkcjonowało tak jak inne takie obszary na świecie.

Pawilon Komfortu – jeden z obiektów o wątpliwej wartości architektonicznej, Salon Mebli – podobnie jak obiekt z nim sąsiadujący. Jest to jeszcze przestrzeń bardzo nieukształtowana, gdzie jak powietrze potrzebna jest ingerencja miasta. Ulica Zana to bardzo silny układ komunikacyjny, bardzo „silna” przestrzeń i nie da się jej potraktować w sposób całkowicie podporządkowany ośrodkowi. W związku z tym np. większość obiektów nie chce odwrócić się do tej ulicy tyłem i główne wejścia projektuje się nie od pasażu a od ulicy Zana, co również nie było zamiarem projektantów tego ośrodka. Na razie dyskutujemy, że wejścia mają być z dwóch stron. Oś ulicy Zana początkowo obrastała obiektami o wątpliwej wartości architektonicznej, inwestorzy jakby nie mieli wyobraźni, dopiero realizacja kompleksu biurowego, kompleksu ZUS-u, zaczyna nadawać tej części miasta innej rangi.

Kolejny plac, Plac Teatralny. Jest to również plac, którego nie ma. A to jest przestrzeń Placu Teatralnego w okresie powojennym. Widać oś Krakowskiego Przedmieścia i rozpoczętą budowę teatru, w miejscu kiedy oś Krakowskiego dochodzi do placu następuje jej przełamanie i na zamknięciu tej osi pojawia się w gruncie rzeczy Hotel Unia, a za nim zaraz kolegium Jana Pawła II z tą wielką taką fasadą, i plac wobec tego stanowi zamknięcie osi, funkcjonalne i widokowe osi Krakowskiego Przedmieścia

przestrzeń Placu Teatralnego. Upatrujemy w nim ogromnych możliwości przez to, że Krakowskie Przedmieście rozpoczyna się placem przed Bramą Krakowską, placem Łokietka, a kończyć się powinno właśnie tym Placem Teatralnym. Jest tu też możliwość ukształtowania kwartału zabudowy pomiędzy ulicą Grottgera, a ulicą Żwirki i Wigury, można też wykorzystać przestrzeń małpiego gaju, przez którą przechodzi oś alei Racławickich i Krakowskiego Przedmieścia. Ulica Radziszewskiego stanowić ma pieszy przede wszystkim łącznik pomiędzy tym placem, a placem Marii Curie-Skłodowskiej. Pojawiają się wnioski inwestorów o zabudowę terenu między ulicą Grottgera a Żwirki i Wigury, w dużej części jest on własnością prywatną, my natomiast jesteśmy bardzo ostrożni jeżeli chodzi o dyskusję na ten temat, o ile wiem urząd konserwatorski również, ponieważ jest to miejsce bardzo eksponowane, o bardzo dużej wartości.

Teren placu M. Curie-Skłodowskiej tak jak mówiłam sprzężony z Placem Teatralnym, plac gdzie dzisiaj stoi pomnik Marii Curie-Skłodowskiej. Na najstarszym zdjęciu mamy początek realizacji miasteczka akademickiego, gdzie powstają pierwsze gmachy, widać też polną drogę, która niedługo zamieni się w ulicę Sowińskiego i dzisiejszy ślad ulicy Głębokiej. Na zdjęciu niedawnym widać już jak kompleks akademicki się rozwinął, powstał gmach Rektoratu, gmachy wokół placu, gdzie usytuowany jest pomnik, i aczkolwiek każdy z tych gmachów w gruncie rzeczy powstawał w innym okresie i ma inny wyraz architektoniczny, to będąc w tym wnętrzu mimo wszystko ma się wrażenie jedności.

Same nawierzchnie zaś, mała architektura, sposób ukształtowania tych gazonów są oczywiście już nie na dzisiejszy gust, stąd Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej podjął próbę projektowania tego placu, powstało kilka wariantów. Bardziej odważne idą w kierunku deniwelacji terenu, wytworzenia pochylni, wprowadzenia przy pomniku lustra wody, w którym by się on odbijał, z bardzo ciekawym ukształtowaniem zieleni. Inne są prostsze – szanują obecny poziom i stosują skromniejsze środki. Wydaje mi się, że i skala tego wnętrza, i jego usytuowanie powodują, że jest to jedno z przyjemniejszych współczesnych wnętrz w Lublinie.

W swojej prezentacji starałam się dostarczyć obiektywnych informacji o tym, co w tych wnętrzach się znajduje, jaki jest ich stan na dzień dzisiejszy. Jeżeli potrzebne będą dalsze informacje, to w trakcie dyskusji będę się starała się to uwzględniać.

Marcin Skrzypek: Chciałbym wspomnieć jakie cele tego spotkania zostały wyznaczone wspólnie z panią dyrektor: prezentacja placów (która się dokonała); zrobić pierwszy krok w kierunku wypracowania hierarchii ważności wnętrz, aby kiedyś być może wypromować działanie miasta na rzecz jakiś konkretnych najważniejszych wnętrz; wypracować wizję zagospodarowania miejsc, które uznajemy za szczególne, by być przygotowanym (kiedy nadarzy się okazja do zmian), do wprowadzenia zmian zgodnych z naszymi oczekiwaniami.

img_7734

Chodzi o to, żeby w ogóle wyrabiać sobie jakieś oczekiwania wobec przestrzeni i umieć je artykułować. Na razie jest tak, że najlepiej do tego przygotowani są inwestorzy – oni wiedzą czego chcą i dążą do realizacji swoich celów. W momencie kiedy chcemy obronić jakieś wnętrze, ale nie mamy wizji jego zagospodarowania, inwestor ma silniejsze karty, bo on wie, on nam może powiedzieć: wam potrzeba np. supermarketu, wam potrzeba parkingu w tym miejscu. Chodzi więc o to, żebyśmy mogli się sprzeciwić i powiedzieć: nie, my chcemy żeby tutaj na przykład był skwer, albo jakiś plac z przestrzenią publiczną. Póki co jednak tego nie wiemy i właściwie każda ingerencja inwestorska trafia nas w czuły punkt. Pierwszy głos w dyskusji należy do pana Romualda Dylewskiego.

Romuald Dylewski: Prezentacja dzisiejsza jest początkiem cyklu pod roboczą nazwą – „Miejsca szczególne z punktu widzenia kultury przestrzeni Lublina”. Miejsca szczególne czyli miejsca, kształtujące jego oblicze, dzięki którym miasto jest uznawane za piękne, kulturowo bogate, wspaniałe, o randze kulturowej metropolii, albo też odwrotnie – miasto bez oblicza, bez tożsamości, kulturowo żadne, z którego chciałoby się uciekać. Jest to oczywiście temat bardzo szeroki, bo można mówić o miejscach szczególnych istniejących i miejscach potencjalnych, o miejscach historycznych i współczesnych, o miejscach dojrzałych lub kształtujących się, a więc wymagających twórczego działania.

img_7748

 

Mogą to być place, ulice, budynki, elementy morfologii terenu, doliny, zbocza, osie widokowe, „bramy miasta”. Przedmiotem dzisiejszej dyskusji są place – co zrobić, aby one spełniły, albo pełniej realizowały swoje kulturowe cele. Co zrobić, by były lepszą wizytówką miasta Lublina, by pomagały w podnoszeniu jego statutu do rangi metropolii. Przyzwyczailiśmy się do poszukiwania w mieście dobrych warunków mieszkania, dobrych warunków pracy, dobrej komunikacji itp., natomiast stosunkowo niewiele ludzi jeszcze w Polsce dostrzega wartość jaką jest kultura przestrzeni, przy czym potrzeba doznawania jej wzrasta wraz z jego rozwojem cywilizacyjnym. Na zachodzie Europy, w krajach bardziej dojrzałych cywilizacyjnie, ceni się ją bardzo wysoko.

Unia Europejska, która czuwa nad tym, żeby rozwój miast europejskich toczył się we właściwym kierunku i żeby był faktycznie rozwojem, dostrzegła zależność między jakością przestrzeni miasta, a możliwościami jego rozwoju, rozwoju gospodarczego. W tej chwili zarówno inwestorzy nie chcą lokować swoich inwestycji w niektórych miastach. Mieszkania mają wszędzie dobre, usługi też, ale szukają tego czegoś, czego w niektórych miastach brak, a w innych jest obecne. Dyskusja na ten temat jest potrzebna, ale rzecz jest dla nas wszystkich w gruncie rzeczy nowa.

Pytanie drugie do dyskusji: czy owych 11 zaprezentowanych tu placów wyczerpuje rzeczywiście listę istniejących, lub będących w budowie miejsc zasługujących na to miano. A może odwrotnie, może niektóre z tych miejsc nie są godne nazwy placu? I wreszcie problem trzeci, problem relacji między placem a przestrzenią publiczną. Tutaj konieczne jest rozszerzenie tematu o pytanie – co to jest ta przestrzeń publiczna. Mówiąc bardzo obrazowo jest to cała przestrzeń która jest dostępna dla wszystkich ludzi, a więc wszystko to co nie jest ogrodzone, co nie jest prywatne – to jest publiczna przestrzeń. I dawniej tak było, że cała ta publiczna przestrzeń, była właściwie jednym wielkim placem, ludzie tam mogli chodzić, siedzieć, rozmawiać, nawet jak przejechał jakiś pojazd konny, to mieściło się wszystko jeszcze w wymogach stawianych intuicyjnie takiemu miejscu.

Natomiast z chwilą kiedy pojawił się samochód to stał się dominującym elementem przestrzeni publicznej – pojęcie przestrzeni publicznej zaczęło wymagać weryfikacji, przestrzeń publiczna dla samochodu, nie jest przestrzenią publiczną dla pieszego, wręcz odwrotnie, przestrzeń dla samochodów jest dla pieszych niebezpieczna, uciążliwa. Doszło więc do rozdzielenia przestrzeni na przestrzeń publiczną dla samochodów i przestrzeń publiczną dla człowieka, i powiedziałbym, że właśnie ta przestrzeń dla człowieka jest w placach tego rodzaju najważniejsza. Najważniejsza, bo tylko tam, gdzie ludzie mogą spokojnie przejść, posiedzieć, porozmawiać, pokontemplować kulturę, która jest właściwością tego miejsca – tylko tam są rzeczywiście przestrzenie publiczne, a zatem wracam do tego trzeciego punktu do dyskusji – jak można zachować, jak można rozszerzyć tę przestrzeń publiczną dla człowieka w tych placach, które są kulminacjami kultury przestrzeni miasta Lublina.

Marcin Skrzypek: Chciałbym teraz oddać głos członkom forum, bo taki przyjęliśmy sposób dyskutowania, że po prezentacji i pierwszym głosie w dyskusji głos zabiorą specjaliści, po czym będzie się ona dalej toczyć już z udziałem państwa.

Jacek Serafinowicz: Już kilkadziesiąt lat temu pisał o tym Aleksander Wallis, a wielu jeszcze przed nim, że każde miasto to swoisty przestrzenny zapis czy wyraz kultury. Innymi słowy przestrzeni i kultury w takim czy innym zurbanizowanym miejscu nie da się oczywiście od siebie odłączyć – przestrzeń zurbanizowana nosi w sobie swoiste piętno kultury, wraz z jej oczywistymi przemianami.

img_7761

Chcę się odnieść krótko do pytania pana Romualda, czy to co zostało przedstawione przez panią dyrektor Mącik wyczerpuje nasze pojmowanie placów w Lublinie. Wydaje się że jednak nie, uważam, że należy mimo wszystko dodać Plac Bychawski, który wprawdzie pełni dzisiaj funkcję węzła komunikacyjnego, ale stanowi pewien ciąg wraz z ulicą 1-go Maja i Placem Dworcowym, o którym Ela tutaj mówiła, i to jest ciąg, z którym warto byłoby coś zrobić, szczególnie że obecna tam zabudowa, i fabryczna, i mieszkalna jest bardzo ciekawa i świetnie nadaje się do czegoś co nazywamy rewitalizacją.

Co do przedstawionych placów, część z nich to są rzeczywiście miejsca szczególne, zarówno w kontekście czysto przestrzennym, jak i w kontekście emocjonalnym i ten kontekst emocjonalny jest proszę państwa niezmiernie ważny przy czym, inne emocje budzi Plac Zamkowy, inne Plac Litewski, a jeszcze inne kameralne wnętrze Placu po Farze. Jeżeli mówimy o kulturze kształtowania przestrzeni, to musimy znaleźć sobie odpowiedź na pytania, które przed nami, w niektórych przypadkach staną. W stosunku do Placu po Farze pojawia się na przykład pytanie, na ile istotna rola dydaktyczna przesądziła, niestety, o tym, że funkcjonalnie ten plac właściwie nie istnieje. Jest on swoistym upamiętnieniem przeszłości – bardzo dobrze – nie spełnił jednak tych oczekiwań, które były z nim wiązane. Wiem co mówię, albowiem z okien swojego biura codziennie widzę ten plac, jest on rzeczywiście do pewnego stopnia martwy. Ponadto – nie bójmy się tego powiedzieć – służy on wieczorami za pisuar i jest to bardzo przykre, bo jest to miejsce nacechowane tradycją sacrum… Poza tym koncepcja nie uwzględniła polskich warunków klimatycznych, mur się lasuje, i trzeba go nieustannie konserwować.

Oczywiście popełniono kilka kardynalnych błędów – jeżeli funkcja dydaktyczna ma być funkcją dominującą, to inne powinno się było przyjąć gabaryty murów, które obrazują dawny układ przestrzeni. Przyjęto gabaryty szerokości murów odkryte przez archeologów, a więc w gruncie rzeczy szerokości ław fundamentowych, a nie grubość murów wyciągniętych kiedyś ponad poziom terenu. W związku z tym ta swoista makieta jest do pewnego stopnia przerysowana. No i wreszcie można też zapytać, czy może Plac po Farze funkcjonowałby lepiej, gdyby to samo zrobiono w posadzce, bo wtedy również płyta placu byłaby do wykorzystania.

Jadwiga Jamiołkowska: Zabrakło mi zaprezentowania jednego bardzo ważnego miejsca, mianowicie przestrzeni pomiędzy ulicą Świętoduską, pierzeją ulicy Lubartowskiej, Wodopojną i tyłami dawnego klasztoru, dawnych ogrodów klasztornych, później targowiska, obecnie parkingu i skweru.

img_7765

Znam zamierzenia projektowe, jakie miasto ma w stosunku do tego terenu i one ogromnie mnie niepokoją, ponieważ ma się tam pojawić wielopoziomowy parking podziemny, na 1200 samochodów i przestrzeń ta zostanie całkowicie zdominowana przez komunikację. Nie jest prawdą, że te resztki zieleni wytworzą jakąś przyrodniczą czy kulturową wartość. Boję się, że na powierzchni ziemi znajdą się różne systemy odprowadzające, oddymiające, wentylacyjne, klimatyzacyjne itd.

Tomasz Stankiewicz: Zaryzykuję tezę niepopularną – w Lublinie nie ma placu miejskiego. Wszystko to, co zostało zaprezentowane, to nie są place miejskie. Nie każda nieciągłość w zabudowie może być nazwana placem. Wydaje mi się, że placem miejskim jest przestrzeń ograniczona zabudową, posiadająca takie cechy jak ściany, posadzkę i jakąś funkcję, która powoduje, że ludzie przychodzą, gromadzą się, że plac żyje i pełni ważną rolę społeczną. W przypadku tych placów, które mieliśmy tutaj zaprezentowane śmiem zaryzykować stwierdzenie, że te warunki nie występują. Plac po Farze to zafundowane nam nie wiedzieć czemu rumowisko archeologiczne, w miejscu gdzie była szansa stworzenia placu. Ewentualne próby rozegrania tego w posadzce, jak mówił pan Serafinowicz, dałyby szanse, że to miejsce zacznie żyć. W tej chwili jest to jedno smutne nieporozumienie. Głównym problemem konserwacji ruin jest zabezpieczenie korony murów – ta sprawa jest tutaj pominięta zupełnie, kamień jest niewłaściwy, zaprawa jest za mocna i jeszcze z dodatkami solnymi. Za 10 lat nic z tego nie będzie.

img_7769

 

Rynek Lublina nie miał szczęścia – stanęła „szafa”, skończył się rynek. Namiastką rynku jest przestrzeń przed wejściem do Trybunału, ale czy to jest plac miejski? – w pewnym sensie tak, ale właściwie jest to poszerzenie ulicy Grodzkiej, mimo że pełni funkcje placu. Plac Litewski nie jest placem, to jest skwer, to nigdy nie było projektowane jako plac, to była przestrzeń koło pałacu gubernatora, gdzie się robiło musztrę, gdzie stała cerkiew i gdzie wyrosły drzewa. Nie mamy ścian, nie mamy świadomości tego, że mamy jakieś oparcie, jest to po prostu wygwizdów, nie wiadomo w którą stronę pójść… I jeszcze porośnięty wszechobecną na placach miejskich Lublina zielenią – dla mnie są to rzeczy które stoją w sprzeczności ze sobą. Plac Wolności przestał być placem, jako że stał się miejscem gdzie przebiega ulica Narutowicza. Próbowano co prawda wykroić kawałek posadzki dla pieszych, nie mniej jednak parking który jest przed Liceum Unii Lubelskiej i ukształtowanie ulicy Narutowicza powodują, że nie działa to jako plac miejski. Miało wszelkie szanse zaistnieć jako takie miejsce, niestety, ta szansa nie została wykorzystana – chyba z przyczyn obiektywnych – ulica Narutowicza gdzieś musi biec.

Plac Kochanowskiego nie jest żadnym placem miejskim, to jest typowy skwer, dobitnie świadczą o tym alejki na skos lecące na pomnik. To że tam ktoś przy okazji siądzie, to jeszcze za mało, żeby mówić o placu miejskim. Plac Zamkowy, czy to jest plac proszę państwa? Obawiam się, że nie. Jest to parking przede wszystkim, jest to miejsce zgromadzeń ludowych, ograniczone wklęsłą pierzeją od strony zabudowy zasłaniającej tyły dawnego getta, zaś wzgórze zamkowe nie pełni roli ściany tego wnętrza. To również jest wnętrze nie do opanowania, owładnięte przez samochody. Można by się zastanowić czy funkcję placu mogłoby przywrócić wprowadzenie jakiejś zabudowy, podparcie wzgórza zamkowego i zwężenie tej przestrzeni, w tej chwili jednak nie podejmę się ocenić czy tego typu działania dałyby rezultat czy nie.

Plac Dworcowy to nie jest plac, to jest klepisko przed dworcem – nikt sobie nawet nie zadał trudu przy kształtowaniu i nie udawał, że budujemy tutaj plac. Centrum Zana? To z całą pewnością nie jest plac. To jest właśnie przykład jak nie zbudujemy nigdy placu. Tutaj budujemy centrum podmiejskie i w ogóle nie myślimy kategoriami placu, na planie zagospodarowania rysujemy prostokąty, kwadraty itd.. I fajnie, tylko co się dzieje w momencie gdy przychodzi inwestor? Jakie jest przełożenie zapisu graficznego planu na realizacje przestrzenne? Oni stawiają obiekty wolnostojące, które nigdy nie stworzą placu. Nie widzę tutaj siły, która spowoduje, że przyjdzie inwestor, który ogarnie jakąś ogromną część przestrzeni i postara się stworzyć plac – to zawsze będą klocki rzucone wzdłuż ulicy Zana, to nigdy nie będzie przestrzeń miejska, to nigdy nie będzie plac.

Plac Teatralny to też nie jest plac, tam nie ma funkcji, tam jest skwer. Jeszcze raz mówię – nie każda dziura w zabudowie jest placem. Plac przy UMCS-ie mógłby pełnić rolę placu, ale za dużo jest zieleni i nie bardzo jest gdzie wpuścić ludzi. Pomysł, żeby wygonić ludzi z jedynego miejsca gdzie się gromadzą, czyli pomnika Marii Curie-Skłodowskiej, i zrobić tam bajoro z karpiami, jest wg mnie szaleństwem. Plac Bychawski nie jest placem miejskim, to jest przypadkowe miejsce, obudowa skrzyżowania dróg, tego nikt nigdy nie planował jako plac i to nie zadziała nigdy, mimo rozmaitych prób rewaloryzacji. Wydaje mi się natomiast, że o ironio jedynym placem miejskim w Lublinie jest plac przed Galerią Centrum, spełnia wszelkie wymagania definicji, którą założyłem. Pyta pan, co należałoby zrobić żeby place mogły realizować swoje kulturowe funkcje – trzeba je uczynić placami, w tej chwili nimi nie są. Czarno widzę tę sytuację, kiedy ludzie którzy zajmują się planowaniem przestrzennym i projektowaniem architektury odzwyczaili się od myślenia o mieście w kategoriach miasta, to znaczy w kategoriach ulicy, w kategoriach placu, w kategoriach wnętrza urbanistycznego. Stawia się obiekty, myśli się o funkcji, o komunikacji, natomiast nikt nie myśli o tym jak wygląda miasto, jak się powinno budować miasto. Czarno to widzę – żyjemy po prostu w epoce, w której nie buduje się placów.

Agata Witkowska: Jeśli chodzi o kwestie, że nie mamy placów w naszym mieście, to tylko częściowo się z panem zgadzam. Powiedział pan, że rynek staromiejski nie jest placem, ponieważ postawiono tam „szafę”. Otóż, jak pan dobrze wie, prawie wszystkie rynki w naszej części Europy mają takie „szafy” na środku.

img_7773

Na przykład w Sandomierzu, w Krakowie, czy w innych miastach naszego kręgu kulturowego. I nikt nie mówi, że rynek w Sandomierzu, albo rynek w Krakowie nie jest placem, bo tam są Sukiennice.

Tomasz Stankiewicz: Chodzi o proporcje.

Agata Witkowska: Nie padła jeszcze w trakcie dyskusji nazwa Rynku Słomianego na Kalinowszczyźnie. Na to chciałam zwrócić uwagę. To jest bardzo ciekawa zabudowa. Do tej pory w miarę się zachowała, zamyka ulicę Kalinowszczyzna. I jeszcze Plac Rybny.

Marcin Skrzypek: Ja z kolei trochę pana Stankiewicza rozumiem, bo na przykład Rynek tak naprawdę składa się z miejsca, gdzie manewrują samochody, pomiędzy którymi przemykają piesi. Kiedy się zrobi ciepło, prawie cała ta przestrzeń zostanie zajęta przez ogródki piwne, a piesi będą musieli zdwoić refleks, żeby się przemykać między samochodami. I takich przykładów możemy podać więcej: Plac Zamkowy – to jeden wielki parking, ludzie z zewnątrz w ogóle nie operują słowem „plac”, tylko mówią, że przy Zamku jest taki „duży parking”. Centrum Zana – starałem się pokazywać plany, jakie były wobec tego miejsca – tam miały powstać place, miała powstać kwadratowa, zamknięta przestrzeń dla pieszych. Teraz piesi muszą się taplać w błocie, przechodząc po ścieżkach, a do sklepów nie można wejść; można tylko podjechać samochodem. Pieszy jest wypierany przez ruch kołowy, który mu zagraża.

Romuald Dylewski: Rzeczywiście, jeśli się przyjmie bardzo rygorystyczną definicję placu, to można powiedzieć, że w Lublinie nie ma placów. Ale dla mnie jest istotniejsze to, co nazywa się „tożsamością kulturową miasta”. Być może właśnie ludzie mieszkający wśród takich „rasowych” placów mogliby zachwycić się lubelskimi placami, które nie są placami „rasowymi”. Są placami stworzonymi przez historię, przez ludzi tutaj mieszkających i są unikatami. I bardziej mnie frapuje unikalność tych przestrzeni, niż taka klasyczna norma prawdziwego placu. Zwróciłem uwagę przede wszystkim na przestrzeń publiczną nie dlatego, że była ona najważniejsza, tylko dlatego, że jest ona najtrudniej osiągalna w tej chwili.

Ale przechodząc do tego, co chciałem powiedzieć, myślę, że istnieje w Lublinie pewna struktura różnych przestrzeni, która ma warunki do tego, ażeby stać się założeniem – moim zdaniem – o randze metropolitalnej. Jest to Krakowskie Przedmieście, składające się z Placu Łokietka, deptaka, z Placu Litewskiego; a może i na końcu z Placu Teatralnego… Lub też na samym początku, z placu, o którym nie mówiliśmy dzisiaj – Placu Katedralnego. W tej chwili jest to również plac, który jest wielkim parkingiem. Jest to właśnie plac, na którym samochody absolutnie zdominowały przestrzeń. Przestał być placem „ludzkim”, a stał się placem samochodowym.

Wydaje mi się, że należałoby pracować nad wykształceniem założenia (mówię to pod adresem urbanistów), zaczynającego się na Placu Łokietka, poprzez deptak i kończącemu się na Placu Litewskim. Istnieją jednak przeszkody, jak na przykład: ruch kołowy na Placu Łokietka, który przekreśla ten plac, jako plac we właściwym tego słowa znaczeniu . Są tam jednak warunki, aby ruch kołowy stamtąd wyeliminować. Można też pełniej powiązać deptak z Placem Litewskim, żeby całą szerokością deptaka można było przejść na Plac Litewski i aby kulminacją tego pasażu była kolumna Unii Lubelskiej. Trzeba tylko dokonać pewnych zabiegów z wyprofilowaniem drogi. Jest również pożądane, aby szukać jakichś osi poprzecznych, tzn. aby wykorzystać tereny przy Centrum Kultury. Jeśli tamtejsze tereny będziemy traktować jako nijakie, to one zostaną zniszczone, zabudowane. Może trzeba stworzyć tam coś, co miałoby cechy placu?

To całe założenie powinno być przedmiotem szczególnych opracowań w bardzo szczegółowych skalach architektoniczno-urbanistycznych. Być może, że należałoby je wydłużyć jeszcze dalej, tak jak to nasi poprzednicy w latach dwudziestych i trzydziestych poprzedniego wieku proponowali, aby końcem tej osi był nie Plac Teatralny, o którym tu mówiliśmy, ale rogatka warszawska, z wielkim obiektem, który byłby zakończeniem tej osi, która zaczyna się Bramą Krakowską. Oczywiście, są to w tej chwili marzenia, ale warto zwrócić na nie uwagę, aby o tym nie zapomnieć. To nie są moje wymysły, to są przypomnienia, że takie plany były brane pod uwagę. Należy wymuszać opracowanie tego na władzach, aby chcieli się tym zająć.

Centrum Zana. Miały tam być cztery, a nawet pięć placów. Idea była taka, że ulica Zana to trasa komunikacji kołowej, natomiast w strukturze otaczających usług, miały być pasaże w formie czworoboku. Tam miała być również przestrzeń publiczna o charakterze placowym, która jest obecnie parkingiem Media Markt. Na szczęście jest to parking, a nie zabudowa. Być może należałoby myśleć, jak można (w tej chwili już nie radykalnie), znaleźć jakiś kompromis, aby powrócić do tej idei. Idea ta była taka, że oś tego centrum, równoległa do Zana, byłaby przecięta prostopadle osią parkową. Na skrzyżowaniu tej osi z ciągiem ulicy Zana i z pasażami, miała powstać kulminacja funkcjonalna i przestrzenna.

Mówię o tym, żeby nie zaniechać prób przynajmniej uratowania części, czego się da, ażeby to piękne i funkcjonalnie założenie, które może być dumą miasta Lublina, nie kompromitowało nas tym, że pozwoliliśmy na stuprocentową dominację samochodów w tym miejscu. Powinniśmy ogłosić alarm, aby uratować co się da, z europejskiej struktury tego centrum. Należałoby znów wyeksponować sprawę pieszych pasaży, placów, ponieważ one zostały zdominowane i upośledzone wobec innych funkcji. Powinno się zająć nimi szczegółowo, aby choćby częściowo przywrócić temu miejscu jego racjonalną struktury.

I wreszcie trzeci punkt, o którym chciałem powiedzieć już tylko jedno zdanie, mianowicie Plac Dworcowy. Otóż jest to brama miasta od strony kolei i jest szansa (przez niewielką wartość budynków, oraz bliskość Parku Ludowego), aby tam ukształtować – jeśli nie klasyczny plac – to w każdym razie piękne założenie placowe – jeśli mamy być metropolią, to musimy zadbać o to wnętrze.

Tadeusz Chmielewski: Chciałbym się jednak odnieść do tematu przywrócenia centrum. W ślad za wejściem w życie miasta Krakowskiego Przedmieścia jako deptaka powinno pójść życie gospodarcze miasta. Tymczasem funkcja handlowa miasta została z Krakowskiego wyparta przez inne funkcje i handel został wepchnięty w podwórka. Trzeba by wznowić proces powrotu życia centrum miasta do całej zabudowy Krakowskiego Przedmieścia.

Plac Litewski natomiast dźwiga na sobie w tej chwili lodowisko. Niedługo będą roztopy – jeżeli instalacje mrożeniowe na korzeniach topoli, która tam rośnie, przetrwają pierwszą odwilż, to ta topola zginie. Ktoś, kto wydał decyzję o postawieniu lodowiska, nie skonsultował się z przyrodnikiem. Prośba z mojej strony o sygnał w odpowiednie miejsce, aby to, bez względu na termin umowy jednak zlikwidować, zanim stanie się zło, które się ujawni za jakiś czas.

Druga sprawa na dziś: szumnie zwany „Plac Teatralny”, który może zacząć być placem, jeśli się rozbierze ten płot z placu budowy, który stoi tam od dwudziestu lat. To jest też sprawa na dziś, dlatego że od dwudziestu lat wzdłuż płotu robi się strumień roztopów. Efektem jest to, że cały teren jest „rozdeptany” i rokrocznie wykonuje się tam renowację zieleni dużym nakładem kosztów.

Trzecia sprawa – parking na Placu Ofiar Getta: 1200 samochodów w jednym miejscu. Zetknąłem się z normą francuską, według której 300 samochodów jest to maksimum dla parkingu. Już 300 powoduje taki „komin” w atmosferze zanieczyszczeń, że jest to bariera która spowodowała tam wydanie odpowiednich wskazań przy projektowaniu.

Jadwiga Jamiołkowska: Nawiązując do wypowiedzi pana docenta Dylewskiego, chciałam przypomnieć młodszemu pokoleniu, że jeden z najlepszych polskich urbanistów, nieżyjący już profesor Kazimierz Wejchert w literaturze wskazywał na dwa znakomite założenia urbanistyczne: lubelskie Krakowskie Przedmieście z nanizanymi placami i warszawskie Krakowskie Przedmieście od Nowego Świata do Placu Zamkowego. Stąd apel do służb zajmujących się planowaniem miasta, aby pamiętać, że struktura miasta to są elementy krystalizujące przestrzeń: ulice, place i nie mogą to być przypadkowe miejsca. W referacie pani Mącik zabrakło mi powiązania poszczególnych placów ze sobą. Nie można o nich mówić w oderwaniu. O mieście należy myśleć jak o spójnej strukturze z wybranymi elementami łączącymi się. Absolutnie zgadzam się z buntowniczą wypowiedzią Tomasza Stankiewicza (mówię to, ponieważ się nie przedstawił, że jest architektem – jesteśmy z tej samej szkoły urbanistycznej warszawskiej, wychowankami właśnie profesora Wejcherta). Plac, tłumacząc z niemieckiego, jest to miejsce, które musi się z czymś identyfikować – a nie zupełnie przypadkowa przestrzeń, o której zaczynamy mówić, że jest to plac.

Ewa Kipta: Gdy słuchałam reakcji ludzi z różnych innych krajów – mamy pewien walor w Lublinie. Przestrzenie miejskie, o których mówiliśmy dziś – one żyją, one są pełne ludzi. Znam pewnego Niemca, który uważa że Lublin jest bardzo podobny do północnych Włoch. Może się tego trzymajmy…

img_7787

 

(z sali): Może był uprzejmy?

Ewa Kipta: Może był uprzejmy… Ale są pewne walory, z których musimy zdawać sobie sprawę, a nie tylko z tego, że nie mamy żadnego skończonego placu. Popatrzmy na aktywa stanu posiadania. Są pasywa, niewątpliwie one są dość agresywne, ale jeden z aktywów, który bym chciała dać pod rozwagę profesjonalistom wynika z obserwacji życia w mieście i wyłapywania miejsc, w których ludzie lubią się umawiać. Rejon Placu Łokietka, pod Bramą Krakowską jest jednym z takich miejsc. Drugie miejsce jest na placu Litewskim, pod „baobabem”. Według mnie, jeżeli tej topoli coś się stanie w wyniku prac miejskich, albo innych, Lublin będzie prawdopodobnie jedynym miastem, w którym w trybie referendum zostanie odwołany samorząd. Taka jest moja teza. „Baobab” w tym mieście (przynajmniej do niedawna) pełnił ogromną rolę; kiedy go zacznie brakować, to mogą się zacząć kłopoty. To są elementy, które mieć trzeba na uwadze, jeżeli myślimy o przekształcaniu przestrzeni. Myślę, że Placowi Marii Curie-Skłodowskiej bardzo pomógł punkt dostępowy Internetu, to jest rzecz ważniejsza od samochodów w tamtym miejscu.

W każdym razie trzeba mieć na uwadze, że place się organizuje w sposób bardzo skomplikowany. Broniłabym jednak zieleni na placach, zwłaszcza w Lublinie – w ogóle na przestrzeniach publicznych, ale na placach w szczególności, bo ona nadaje ten charakter „śródziemnomorski”, tam zielenią chroni się place przed słońcem.

Marcin Skrzypek: Na zakończenie spotkania chciałbym zapytać, jak państwo wyobrażacie sobie dalszy ciąg takich spotkań? Mam na myśli zarówno formę jak i tematykę dyskusji.

Tomasz Stankiewicz: Chciałbym zwrócić uwagę na bardzo charakterystyczny element dla krajobrazu kulturowego Lublina, mianowicie płot na ulicy. Płot na ulicy „zarżnie” każde wnętrze. To jest chyba jedyne miasto w Polsce, gdzie każda ulica jest ogrodzona co metr kołkami. Łańcuchy, balaski na Placu Łokietka… Nie wiem, kiedyś widziałem to w Mińsku w latach siedemdziesiątych – prawdopodobnie po to żeby naród nie wyszedł na ulicę. Łatwo było wtedy skanalizować tłum między wyjściem z metra, autobusem i sklepem. Natomiast zupełnie nie rozumiem po co takie rzeczy robi się w Lublinie. Po co zakołkowana jest ulica Zielona? Po co każdy narożnik odgrodzony jest płotem? Pędzimy tamtędy bydło do rzeźni, czy jak? Jeżeli chodzi o uniemożliwienie wjazdu samochodom na chodnik, to już dawno wymyślono na Zachodzie podwyższone krawężniki.

Hubert Mącik: Niestety nie doszliśmy do jakichś konkretnych wniosków, wynikło to z tego, że temat był tak szeroki i w zasadzie każdy z dyskutantów poruszał inne elementy. W kilku miejscach to się spotykało, ale omówienie tak dużego fragmentu miasta, różnych jego części było tak szerokie, że w zasadzie wnioski są niemożliwe.

img_7794

Może kolejne spotkania powinny się zajmować węższymi fragmentami? Na przykład jednym placem i przyległymi ulicami, czymś co jest łatwe do ogarnięcia i w związku z tym łatwe do dyskusji.

Marcin Skrzypek: Spotkanie na każdy temat jest możliwe, jeżeli znajdzie się osoba, która takie spotkanie przygotuje. Dziś zgodziła się przygotować spotkanie pani dyrektor Mącik, pan Dylewski zgodził się wyciągnąć pierwsze wnioski i przygotować dyskusję. Podkreślam, że jestem laikiem i jeżeli ktoś ma pomysł na spotkanie na wybrany temat, to my jesteśmy od tego (Brama Grodzka i Forum), aby takie spotkanie przygotować. Będziemy mówić o tym, o czym będą chcieli mówić ludzie.

Ewa Kipta: Proponowałabym temat, który był dziś rozpoczęty i jest ważny dla wizerunku miasta – czyli Plac Dworcowy, razem z Placem Bychawskim. Rejon ten należy przedyskutować i przedstawić propozycje tego, co byśmy chcieli tam zobaczyć wychodząc z pociągu, przyjeżdżając z innego końca świata…

(z sali): …i wsiadając do taksówki…

Ewa Kipta: Na razie, to czym prędzej wsiadamy do taksówki, żeby nic nie widzieć. To jest jasne.

Elżbieta Mącik: Jeżeli już mówimy o Placu Dworcowym, to w archiwach w Urzędzie Miejskim są kolejne konkursy na ten plac. Myślę, że byłoby ciekawym prześledzić, jak w kilku epokach urbanistycznych na ten plac patrzono. I jak chcielibyśmy widzieć go teraz…

Romuald Dylewski: Jeśli chodzi o samą dyskusję widzę duży skok we właściwym kierunku. Pierwsza dyskusja obracała się w mglistych pojęciach kultury przestrzeni jako takiej; i była to dyskusja filozoficzno-światopoglądowa. Natomiast dzisiejsza jest już o wiele konkretniejsza. I jeżeli zakładamy, że raz na miesiąc, czy raz na dwa miesiące będziemy się spotykać, to dojdziemy naprawdę do konkretów.

Natomiast jeśli chodzi o formę dyskusji, nie domagałbym się z góry określonego schematu, że wypowiadają się najpierw eksperci, potem nie-eksperci; wszyscy chcący się wypowiedzieć – wypowiedzą się i tak. Z mojego doświadczenia wynika, że czasem zupełnie nieoczekiwane i wspaniałe są pomysły podrzucane przez laików. Ludzie patrzą, myślą i mimo iż nie są fachowcami, czasem podpowiedzą coś ciekawego. Dlatego bardzo doceniam głosy, wszystkich, dla których ten temat ma jakąś wagę. Możemy dyskutować nad szerszymi zagadnieniami kultury przestrzeni, albo też wchodzić w szczegóły. Faktycznie – każdy z tych placów może być przedmiotem wielkiej dyskusji, jeśli pokażemy jakie są możliwości, stare koncepcje itd. Dla mnie najważniejsza sprawa, że temat został w ogóle ruszony, że kultura przestrzeni w Lublinie jest przedmiotem systematycznych dyskusji. Nie zdajemy sobie sprawy, ale to jest wielkie wydarzenie w skali kraju, niezależnie od tego, jakie mogą być tego skromne (w tej chwili) efekty.

Marcin Skrzypek: Wszystko to zostanie spisane, zredagowane i opublikowane. Na tej podstawie zostaną opracowane wnioski i przesłane do osób, które są potencjalne zainteresowane tematem.

Elżbieta Mącik: Jeśli o sugestii tematów mówimy, to wolałabym rozmawiać o pewnym obszarze jako całości, na który może się składać kompleks, ulice, place, jakiś rejon miasta, posiadający pewną cechę charakterystyczną. Na przykład rozmawiać o całym obszarze Starego Miasta, a nie o wyjętych z kontekstu kilku placach. Czy też rozmawiać o ciągu Krakowskiego Przedmieścia, jakkolwiek byśmy go nie wyznaczali – czy od Placu Łokietka do Placu Teatralnego – czy jeszcze dalej. Można by mówić o historii planistycznej tego obszaru, o pomysłach które na ten temat były, a z jakiegoś powodu nie wyszły, albo wyszły i źle się sprawdzają – i szukać kierunku działania na rzecz poprawy sytuacji.

img_7798

 

Propozycja tematu: „jak zrobić plac z czegoś, co nie jest placem”, czyli porozmawiajmy o przestrzeni przydworcowej jest ciekawa. Widziałabym to w kontekście takiego szerszego zagadnienia jak „bramy miejskie” – czyli nie jedna przestrzeń przy dworcu (chociaż i można na tym się skupić), bo moim zdaniem ona nie jest aż tak nośna, aby całe spotkanie poświęcić całej sprawie; jest natomiast kompromitująca. Tak. Jeżeli zajdzie potrzeba, mogę przygotować materiały dotyczące placu dworcowego, zarówno w ujęciu historycznym, jak i naszych zamierzeń, naszych możliwości działania, przesądzeń planistycznych. Na tej kanwie moglibyśmy dyskutować, co z tym zrobić.

Doceniam też komplikację związaną z pogodzeniem sytuacji pieszego z samochodem. Brałam udział w konferencji we Francji, która miała tytuł: „żyć i poruszać się po mieście”. Po dłuższej dyskusji, ktoś z sali wstał i powiedział, że jego zdaniem konferencja powinna mieć inny tytuł: „żyć albo poruszać się po mieście”. Niestety są to dwa światy, które pogodzić się ze sobą w sposób bezkolizyjny nie dadzą. Za każdym razem jesteśmy postawieni przed wyborem: pewne przestrzenie odzyskamy dla ruchu pieszego, nadamy im specjalny priorytet; natomiast w innych będziemy się musieli godzić z kompromisem. I na ten temat też trzeba dyskutować: w których przestrzeniach powinniśmy kategorycznie postawić barierę dla wjazdu samochodów. Co z tego, że są znaki zakazu wjazdu na Stare Miasto? Teoretycznie cały obszar Starego Miasta jest obszarem pieszym. I co z tego wynika?

Jeżeli ustalimy porządek spotkań i tematów, to mogę zadeklarować przygotowanie materiałów do dyskusji. Wolałabym również, aby więcej było propozycji, pomysłów, aby państwo się nie bali wskazywać na najbardziej może nawet karkołomne propozycje. W każdym pomyśle, nawet najbardziej przejaskrawionym, jest coś, co może okazać się świetną ideą dla jakiejś przestrzeni. Tych przestrzeni, jak widać, jest bardzo dużo. W żadnym razie nie uważam, że jest to lista wyczerpana, sama mogłabym wskazać jeszcze kilka wnętrz do omówienia. Te uważam za najbardziej spektakularne, najbardziej istotne dla funkcjonowania miasta. Jeżeli mówimy o europeizacji Lublina, o podnoszeniu jego rangi, o tym abyśmy stali się miastem metropolitalnym, to o nich powinniśmy mówić najpierw…

Tomasz Stankiewicz: Broń nas Boże. Bądźmy miastem prowincjonalnym. Umiejmy to docenić.

Elżbieta Mącik: Chciałabym zaproponować jeszcze jedną przestrzeń, mianowicie oś ulicy Lubartowskiej. Jest to przestrzeń rozpoczynająca się Placem Łokietka, podobnie jak Krakowskie Przedmieście i kończy się Rogatką Lubartowską. Uważam, że ma ona ogromny potencjał: i kulturowy i architektoniczny. Warto byłoby tę przestrzeń wyeksponować, nadać jej zupełnie inny charakter, jak dzisiaj posiada. Czy powinno się to odbywać drogą całkowitego wyłączenia ruchu kołowego, jak na Krakowskim Przedmieściu – to chyba jest niemożliwe. Zależy mi na tym temacie, ponieważ chcemy go podjąć jako kolejny, który powinien zostać skierowany do realizacji. Chcę, aby to, co zaproponujemy w naszych opracowaniach planistycznych, aby odpowiadało rzeczywistym potrzebom i oczekiwaniom, a nie było narzuconą odgórnie propozycją urbanistów, którzy być może mają nieco „skażone” spojrzenie na temat pewnych idei.

Zbigniew Korzeb: Na poprzednim spotkaniu był tu pan, który się przedstawił jako filozof kultury [prof. Stefan Symotiuk] i mówił o braku „agory” w Lublinie. Przychodząc tu dziś, wydawało mi się, że będziemy rozmawiali o tym, jak tę „agorę” stworzyć. I widziałbym to w ramach oddolnej potrzeby złożenia takiego forum w mieście. Gdybyśmy wiele razy to powtarzali, być może taka „agora” by tutaj powstała. Tymczasem ta dyskusja miała fatalny wymiar, mianowicie głos zabrali specjaliści i reszta sali wyszła, bo nie bardzo wiedziała o czym rozmawiamy.

Mieliśmy przedstawione parę miejsc, niestety ani razu nie było powiedziane, jakie funkcje mają być tam realizowane. A gdy spytamy, gdzie mogłaby pomieścić „agora” w Lublinie, to się okaże że takiego miejsca nie ma, bo wszystkie są zdegradowane. I teraz uwaga, przez kogo? Ja mam temperament pana Stankiewicza, lubię wsadzać kij w mrowisko: te miejsca są zdegradowane przez architektów i urbanistów. Przeciwko nam ludziom. To jest straszne. Spytałem pana Stankiewicza: a może byśmy zabudowali Plac Zamkowy od strony zamku? On odpowiedział, że to mu pasuje. Natomiast kieruję pytanie do pani dyrektor, lub panów urbanistów: czy taki pomysł by w ogóle przeszedł? Obawiam się, że nie. Więc będziemy mieli tam dalej duży parking.

Przyjęliśmy, powiem to wprost, chorą, dzierżawioną po komunie wizję urbanistyki. Ja na słowo urbanistyka dostaję dreszczy, tym bardziej, że często (i państwo to potwierdzą) urbaniści to są np. przeszkoleni geografowie i cała ich profesja urbanistyczna polega na czytaniu map, a nie myśleniu o przestrzeni. Filozof, o którym wspomniałem, wyszedłby niepocieszony, bo rozmawialiśmy nie na temat i mieliśmy referat. Na takich dyskusjach referatu bym zabronił. Ktoś kto w temat wprowadza, niekoniecznie musi być fachowcem. Fachowca należy spytać tylko o to, jak te wizje da się zrealizować. Bliżej mi do pani Ewy Kipty, która mówi o tym, abyśmy obserwowali gdzie ludzie żyją, co robią i potem projektujmy tę przestrzeń, a nie na odwrót.

Obserwowałem przez cały czas obrazki związane z Zana, i musze powiedzieć, że przykładem krańcowej nieodpowiedzialności urbanistów, jest właśnie projekt zagospodarowania przestrzennego Centrum Zana. Otóż – tam plac mógł być. Działka hektarowa gdzie można było go budować, z chciwości gminy została sprzedana i powstanie tam przypadkowy zbiór budynków, który rozbije całą przestrzeń. Miasto tłumaczy się, że na chciwość inwestorów nie ma wpływu. Przy ulicy Zana miasto sprowokowało inwestorów do zbudowania „Komfortu”, małych pawilonów i „Leclerc’a”, z tysiącem miejsc parkingowych. To miasto ponosi odpowiedzialność, więc niech dzisiaj nie płacze. Co zrobić, aby przywrócić tam funkcje „ludzkie”? Nie da się tego zrobić metodami kolejnych wizji. Są propozycje powstania na tym terenie 500 metrów kładek i mostów z placem o powierzchni 1000 metrów kwadratowych, więc powierzchni większej willi. Spotykajmy się więc na tym placu, zawieszonym 5 metrów nad ziemią i mówmy o komunikacji pieszej. Stoimy wobec sytuacji, w której tak naprawdę tam się nie da nic zrobić.

Następnym pytaniem jest, czy gmina ma na to pieniądze, czy tych pieniędzy nie ma. Sądząc po tym, że sprzedała plac inwestorowi, to raczej chodzi o przychody, a nie o funkcje. I ostatnia uwaga: do wszystkich uczestników, tu są w większości młodzi ludzie i oni powinni wyznaczać ton tej rozmowy. Nie może być tak, że urzędnicy mający związek z PKZ-ami (przedsiębiorstwem dbającym o zabytki miasta), po kilkunastu latach aktywności twierdzą, że niewiele mogli zrobić. Albo zasiadają w dużych komisjach i mówią, że na coś nie mieli wpływu. A to na co mieliście wpływ? Teraz, jeśli chcemy coś z tym zrobić, to mamy na przykład temat tunelu pod Sowińskiego. Oczywiście specjaliści powiedzą, że jest on konieczny (będzie kosztował dwieście kilkadziesiąt, albo pięćset kilkadziesiąt – bo tego nikt nie wie – milionów złotych). Natomiast nikt nie spytał społeczności lokalnej, czy to im pasuje; nikt nie spytał innych specjalistów, czy projekt w tym miejscu ma sens, czy nie da się go rozwiązać w inny sposób. Proponowałbym, aby w kolejnych dyskusjach zajął się pan teoriami równie pięknymi, ale także praktycznymi, na przykład rozwiązywanie problemu komunikacji społecznej wobec problemów przestrzennych.

Marcin Skrzypek: Nie można zrobić wszystkiego od razu, a zaczęliśmy akurat w ten sposób. Jest tak wiele osób, sił, wektorów, które kształtują przestrzeń i mogą się wypowiadać na ten temat; trzeba kolejno dawać wszystkim głos.

Zbigniew Korzeb: Pan Stankiewicz dał panu szansę, mówił że wsadza kij w mrowisko…

Marcin Skrzypek: Wiem, ale nie zawsze to prowadzi do jakichś wniosków.

 

Oprac. Piotr Mirski