Z archiwum Lublin ESK 2016. Wywiad Miłosza Zielińskiego z Piotrem Chorosiem i Marcinem Skrzypkiem do Lubelskiego Informatora Kulturalnego ZOOM, nr 1/2010.

 

[22.12.2009 – data autoryzacji przez Marcina Skrzypka]

SPOŁECZNY KOMITET I SPOŁECZEŃSTWO OBYWATELSKIE / Z MARCINEM SKRZYPKIEM I PIOTREM CHOROSIEM ROZMAWIAŁ MICHAŁ MIŁOSZ ZIELIŃSKI

Zacznijmy od ustalenia podstaw: czym jest Spoko i skąd się wziął pomysł jego stworzenia?

Marcin Skrzypek: Spoko, czyli Społeczny Komitet Organizacyjny ESK Lublin 2016 to coś w rodzaju społecznego think-tanku i work-tanku w jednym. Powstał on dla wszystkich, którzy chcą się na poważnie zaangażować w tworzenie Europejskiej Stolicy Kultury. Współprace może podjąć każdy mieszkaniec Lublina, pod warunkiem, że ma własny pomysł na to, co może zrobić, aby zwiększyć nasze szansę na zwycięstwo w konkursie oraz że będzie w stałym kontakcie z innymi członkami Spoko. U podstaw założenia tego komitetu znalazły się dwie przyczyny. Przede wszystkim chcieliśmy skumulować społeczną aktywność Lublina, spowodować przejście od słów, do czynów. Drugim powodem była bezsilność, którą odczuwaliśmy. Myślę, że ta bezsilność brała się przede wszystkim z trudności komunikacyjnych pomiędzy ludźmi, którzy chcą być zaangażowani w tworzenie Europejskiej Stolicy Kultury a osobami odpowiedzialnymi za proces aplikacyjny. Spoko ma zmniejszyć te problemy, skrócić dystans pomiędzy miastem i animatorami. Warto przy czym pamiętać, że powstanie Komitetu nie jest niczym niezwykłym na tle innych miast Polski czy Europy. To raczej pierwszy krok ku normalności, ku takiemu zaangażowaniu społecznemu, jakie można spotkać na zachodzie.

Dla kogo jest Spoko?

M.S.: Dla ludzi z pomysłami i chęcią do działania na rzecz miasta. Myślimy o tych, którzy w Lublinie do tej pory nie mogli nic zmienić. To właśnie ta grupa ludzi może na Spoko skorzystać najbardziej, bowiem poprzez przyłączenie się do komitetu zwiększają szansę na to, że ich problemy czy pomysły dotrą do decydentów lub zostaną wpisane do aplikacji i być może przez to kiedyś zrealizowane. Spoko nie jest natomiast adresowane do już istniejących instytucji, bo te często czują się samowystarczalne. Ale jeśli nie – zaproszenie kierujemy również do nich. To one głównie będą realizować program ESK.

Czy Spoko skupia się wyłącznie na problemie Europejskiej Stolicy Kultury czy też patrzy szerzej – na perspektywy rozwoju Lublina?

Piotr Choroś: Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta. Faktycznie, Spoko powstało ze względu na konkurs o tytuł ESK. Z drugiej jednak strony, rozwiązania i pomysły, które opracowujemy wykraczają poza wąsko rozumianą Europejską Stolicę Kultury i zapewniają szersze perspektywy rozwojowe. Być może część z tych projektów nad którymi pracujemy będzie realizowana niezależnie od konkursu. Najprostszy przykład to nasz lobbing na rzecz większego otwarcia się samorządu Lublina na problemy i pomysły mieszkańców miasta. Takie otwarcie się, stworzenie społeczeństwa obywatelskiego jest niezbędne w procesie aplikacyjnym, równocześnie jednak jego znaczenie wychodzi daleko poza problem konkursu. Jest po prostu niezbędne do lepszego funkcjonowania miasta.

M. S.: W moim odczuciu Spoko to przede wszystkim swego rodzaju generator kapitału społecznego i tak naprawdę z kulturą w sensie sztuki czy imprez ma niewiele wspólnego. Życie artystyczne Lublina jest animowane przez silne jednostki, które mają własne cele i pokaźne budżety. Wchodzenie w tak „zatłoczoną” przestrzeń z naszą delikatną strukturą Społecznego Komitetu byłoby samobójstwem.

Z twojej wypowiedzi wynika niejako, że kultura jest dziedziną trudną do uspołecznienia… Naprawdę tak uważasz?

M. S.: Tak, wydaje mi się, że kulturę trudno uspołecznić, ale…

P. C.: …ale wynika to z faktu, że tak naprawdę w Lublinie trudno uspołecznić cokolwiek. Zresztą, ja nie mogę się z tobą do końca zgodzić, bowiem uważam, że kultura jest obecnie najbardziej uspołecznioną dziedziną życia Lublina. Mogę zresztą podać swój przykład – stowarzyszenie Homo Faber i ja sam znaleźliśmy się właśnie w tym środowisku przez przypadek. Po prostu nigdzie indziej nie było miejsca na działalność społeczną. To, że kontakt pomiędzy obywatelami a władzami miasta jest bardzo ograniczony, to poważny problem, który prowadzi do sytuacji, w której zwykły mieszkaniec ma poczucie, że nie może w żaden sposób wpłynąć na los swojego miasta. Weźmy zresztą przykład konsultacji społecznych – aby dotrzeć do informacji o nich trzeba przekopać kilka zakładek na stronie urzędu miasta albo trafić na ogłoszenie na tablicy informacyjnej w Ratuszu. Idźmy dalej: czy wyobrażasz sobie sytuację, w której ratusz zaprasza społeczność Lublina do dyskusji nad projektem budżetu miejskiego? To brzmi jak science-fiction, a nie powinno. Uważam, że musimy zacząć przyzwyczajać władze do konieczności szerszego otwarcia się na głos mieszkańców, Lublinian zaś musimy zmobilizować do szerszego zainteresowania się własnym losem. Taki proces musi trwać kilka lat, ale jest niezbędny nie tylko ze względu na rok 2016. Jest konieczny do prawidłowego funkcjonowania miasta.

M.S.: Mój dystans do uspołecznienia kultury wynika z tego, że wiem, jak to słowo jest najczęściej rozumiane: jako symbioza twórców i konsumentów ich dzieł. Tymczasem pracuję w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN”, który zajmuje się np. pamięcią czy tożsamością kulturową mieszkańców, a w Europie w obszar kultury włączany jest sport, sposoby spędzania czasu wolnego, edukacja, przestrzeń, praca z grupami defaworyzowanymi, twórczość amatorska itd. Jeżeli zaczniemy kulturę rozumieć powszechnie w ten sposób, to z przekonaniem będę mówił o jej uspołecznieniu.

Czy ten utrudniony kontakt pomiędzy miastem a społeczeństwem to problem całej Polski, czy może Lublin wypada gorzej od reszty kraju?

M. S.: To problem całej Polski, ale w szczególności Lublina. U jego podstaw stoją wieki naszej historii, w której społeczeństwo nie miało w ogóle prawa głosu. Dodatkowo, okres komunizmu przyzwyczaił nas do tzw. struktur pionowych. To znaczy osoba na stanowisku jest nauczona i przyzwyczajona do pracy z ludźmi stojącymi niżej lub wyżej w hierarchii swojego departamentu. Współpraca „pozioma” w takim systemie wydaje się być zbędna, utrudniająca pracę. To powoduje izolację władzy czy urzędu od ludzi, utrudnia współpracę samorządu województwa z samorządem miejskim itp. A że w Lublinie jest gorzej niż w reszcie kraju– wystarczy spojrzeć o ile dalej zdążyły zajść inne miasta. Sam znam kilka przykładów ludzi, którzy wychodzili z bardzo dobrymi inicjatywami społecznymi, pracowali nad nimi, tworzyli struktury… po czym trafiali na mur. Gdyby władze odpowiednio szybko wyciągnęły do nich pomocną dłoń, ci ludzie nie zniechęciliby się, a struktury nad którymi pracowali od kilku czy kilkunastu lat działałyby na rzecz Lublina. Trzeba pamiętać, że energia społeczna to nie jest elektrownia atomowa czy perpetum mobile. To bardzo delikatna, dopiero wzrastająca roślinka o którą trzeba dbać. A owoce tej pielęgnacji pojawią się nie za rok czy dwa, lecz dopiero za kilka lat…

P.C.: Ja także uważam, że sytuacja inicjatyw społecznych nie jest najlepsza, nie chciałbym jednak, żeby czytelnicy odnieśli wrażenie, że żyjemy w jakimś głębokim średniowieczu. To nie jest tak, że musimy jakimś szturmem brać Ratusz, że od rana do nocy musimy dobijać się do urzędowych okienek. Na przykład to, że tak wielu ludzi jeszcze przed powstaniem Spoko zaangażowało się w działania na rzecz Europejskiej Stolicy Kultury to jest wynik tego, że samorząd uchylił im drzwi, umożliwił podjęcie współpracy.

M. S.: Zgoda, spotkaliśmy się z dobrą wolą, ale zamiast dobrej woli, która bywa kapryśna, potrzebujemy mechanizmów, które dadzą podobną szansę każdemu mieszkańcowi naszego miasta nie dezorganizując przy tym pracy urzędu.

Wróćmy do Społecznego Komitetu… Jakie przewidujecie efekty działania Spoko i kiedy możemy się ich spodziewać?

P.C.: Korzystając z pretekstu danego nam przez proces aplikacyjny w konkursie do tytułu ESK chcemy stworzyć struktury i mechanizmy pracy wewnątrz Spoko i współpracy z miastem. Mamy nadzieję, że przez te 8 miesięcy, które zostały nam do rozstrzygnięcia pierwszego etapu ,osiągniemy taki poziom zorganizowania, że nawet w przypadku odrzucenia naszej aplikacji, działalność Spoko przetrwa. Zresztą, pierwsze efekty naszej pracy już widać – udało nam się przeforsować zmiany w „Programie współpracy miasta Lublin z organizacjami pozarządowymi.” To jest dokument, który musi być co roku uchwalony przez każde miasto… i był też uchwalany przez Lublin. Problem w tym, że dotychczasowe zapisy były zupełnie bezużyteczne, uniwersalne, taki dokument mógł powstać w każdym innym mieście, lub każde inne miasto mogło go skopiować i wdrożyć u siebie. Teraz to się zmieni, w nowym „Programie…” znajdą się punkty dostosowane do potrzeb miasta i niezbędne dla prawidłowego kontaktu pomiędzy organizacjami pozarządowymi a miastem.

Jakieś przykłady takich rozwiązań?

P.C.: Ze swojego pola działania mogę podać bardzo ważny dla mnie jak i dla wielu organizacji pozarządowej zapis o powołaniu Lubelskiej Rady Pożytku Publicznego. Rada to nie jest pomysł wybitnie odkrywczy, podobne organy działają w innych miastach i są niezbędne dla świadomej współpracy z organizacjami pozarządowymi. Taka rada składa się po równi z przedstawicieli organizacji pozarządowych oraz administracji. Rada ma na celu utrzymanie stałego kontaktu i konsultację na linii urząd i organizacje pozarządowe, wzajemną ocenę działalności itp. Myślę, że to będzie krok do przodu w dziedzinie wspierania społeczeństwa obywatelskiego.

M.S.: W spoko jest już kilkanaście zespołów roboczych. Część z nich powstała wcześniej. Niektóre z nich mają podjąć konkretne zadania: stworzyć wolontariat ESK, materiały informacyjne ESK, doprowadzić do powstania Centrum Nauki, zintegrować aktywne środowiska w liceach itd. Inne mają za zadanie opisać żale i marzenia konkretnych grup, np.: dzieci, seniorów, niepełnosprawnych. Istnienie Spoko samo w sobie będzie ważnym argumentem w naszej aplikacji, a dodatkowo pomoże zaprojektować konkretne zmiany na lepsze, które mam nadzieję ludzie odczują za dwa-trzy lata.

Na zakończenie tego wywiadu chciałbym zapytać, dlaczego tak silnie akcentujecie potrzebę stworzenia społeczeństwa obywatelskiego i uspołeczniania życia Lublina?

M.S.: Na razie podstawą rozwoju Polski jest rozwój jednostek, tzw. kapitał ludzki. Inwestujemy w indywidualne wykształcenie, zwiększamy swoje doświadczenie zawodowe, wyrabiamy sobie i sprowadzamy know-how. To zapewnia nam wzrost gospodarczy, lepsze warunki życia i lepsze samopoczucie. Prawda jest jednak taka, że rozwój społeczeństwa oparty o rozwój jednostek osiąga swój punkt kulminacyjny, po osiągnięciu którego dalszy wzrost jest niemożliwy bądź bardzo powolny. Co więcej kapitał ludzki łatwo emigruje. Działalność społeczna czy też kapitał społeczny można by określić jako usieciowanie wysiłku poszczególnych jednostek. To jest jakoś relacji między nami: tego jak się komunikujemy, jak wspólnie definiujemy i rozwiązujemy problemy. Im więcej ludzi zaangażuje się w działalność społeczną tym lepsze wyniki będziemy osiągać, tym szybciej nasze państwo się będzie rozwijać. Co więcej, ludzie działający społecznie silniej związują się z krajem czy miastem w którym mieszkają. Dzieje się tak dzięki temu, że czują, że mogą mieć wpływ na jego losy, miasto przestaje być tylko miejscem zamieszkania, ale czymś bliższym, mikroświatem o który można dbać, ale i któremu można stawiać wymagania.

P.C.: Kapitał społeczny nie jest zjawiskiem abstrakcyjnym, jego siła jest wymierna. To wszystko, o czym mówimy ogólnikowo, można uporządkować w tabelki, analizy i statystyki. Takie badania są długotrwałe, bardzo skomplikowane i kosztowne… ale niezależnie od tego, w jakim kraju zostały przeprowadzone, pokazują to samo – im większe zaangażowanie społeczne, tym szybciej kraj czy miasto się rozwija i tym bardziej zadowoleni są jego mieszkańcy.